Niepodobny

AvatarPanie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji.

czy historie mozna napisac od nowa?

czy można? wydawałoby się, że nie, że wszyscy wiemy jak wyglądały choćby główne punkty historii - ale jak okazuje się - można próbować zanegować wszystko.

pojawiające się ostatnio sygnały zarówno z zza zachodniej jak i wschodniej granicy wzbudzają mój pewien niepokój. dzisiaj pojawił się news pt. MON Rosji: Polska odpowiedzialna za II wojnę światową - ile jest w tym zdaniu prawdy wie każdy przeciętnie wykształcony Polak który ukończył szkołę elementarną. z drugiej strony - wydane w Niemczech oświadczenie o przywróceniu praw wypędzonym po II WŚ też wydaje się być niebezpieczne wszak oczywistą kwestią jest, że bez powodu tego nie zrobiono. choć byłem do tej pory byłem przekonany, że nawoływania niektórych sceptyków ostrzegających przed zakusami sąsiadów na Polske są przesadzone to tego typu nawoływania przekonują mnie, że być może powinniśmy bliżej przyjrzeć się tym kwestiom. nie mialoby to jednak oznaczać panicznej reakcji w stylu Jarosława K a raczej zimną kalkulację zysków i strat - wszak 'oni' z jakiegoś powodu nas potrzebują.

z rewizjonizmem już mieliśmy raz do czynienia, po traktacie wersalskim. jak się to skończyło - wszyscy wiemy. i choć daleki jestem od radiomaryjnej paniki i szukania wroga w każdym Niemcu czy Rosjaninie to uważam, że te wydarzenia powinny znaleźć pewien oddźwięk w społeczeństwie. wydaje się jednak, że zarówno młode pokolenie jak i starsze zatopione w ekstazie hedonizmu nie zwraca uwagi na tak drobne kwestie jak patriotyzm. być może smutną konkluzją jest to, że Polacy jednym głosem chcą i umieją mówić tylko w sytuacji kiedy są trzymani za twarz przez okupanta. z tej perspektywy postępująca utrata suwerenności z jaką mamy doczynienia w UE może okazać się dobrym znakiem. może Francuz/Niemiec/Belg lepiej będzie potrafił o nas 'zadbać' niż my sami o siebie. a Polacy będą razem krzyczeć 'nie!' skoro nie potrafią korzystać z danej im wolności.

za podsumowanie służyć może cytat z gazety przytoczonej w komunikacie pap:
Sądząc po tekście z witryny rosyjskiego Ministerstwa Obrony, nieodległy jest czas, kiedy to efektywnym menedżerem okaże się także Adolf Hitler. A kraje Europy Wschodniej, bezlitośnie zmiażdżone walcami drogowymi radzieckiego i nazistowskiego "efektywnego menedżmentu", okażą się winne tego, iż znalazły się na drodze

ps. u p. Roberta Gwiazdowskiego pojawił się ciekawy wpis pokazujący jak Polacy robią wszystko aby obaj nasi duzi sąsiedzi traktowali nas jako kłopot a nie partnera w biznesie, polecam: SZEROKA KOLEJ I OTWARTE NIEBO

czy UE otwiera oczy?

mialo byc na temat - a wyszlo jak zwykle. moze w koncu kiedys dotrzemy do uwielbianej przeze mnie wolnosci a tym czasem znow o zagrozeniach globalnych. choc i o wolnosc zahaczymy....

jak podaje the OilDrum 8 maja tegoz roku komisarz UE ds. Energii opublikowal na swoim blogu ciekawy tekst - ktory warto zacytowac w calosci. tlumaczenie - Ziemia na rozdrożu

Czy zmierzamy do nowego kryzysu naftowego?
Jedną z nielicznych dobrych dla ekonomii wiadomości (być może jedyną) jest fakt spadku cen ropy z poziomu 147 dolarów za baryłkę w lipcu 2008 do poziomu 50-60 dolarów obecnie. Niskie ceny ropy przekładają się również na niskie ceny gazu, powiązanego cenowo z ropą. Pamiętając trudności doświadczane w zeszłym roku przez europejskich rybaków i kierowców ciężarówek, możemy sobie wyobrazić, jak wyglądałyby ich dzisiejsze problemy w czasach kryzysu, gdyby musieli radzić sobie z cenami ropy powyżej 100 dolarów za baryłkę.
Nie powinniśmy jednak żyć iluzjami. Obecny spadek cen ropy jest po prostu konsekwencją dramatycznego spadku popytu wywołanego ogólnoświatowym kryzysem gospodarczym, połączonego z obawami rynków finansowych w inwestowanie w surowce naturalne (może za wyjątkiem najbezpieczniejszych, np. złota). Fundamentalna sytuacja na rynku energii wcale się nie zmieniła. Kiedy obecny kryzys ekonomiczny zacznie ustępować, zapotrzebowanie na paliwa znów poszybuje w górę, szczególnie w krajach rozwijających się. I niektóre kraje przygotowują się na to. Na przykład rząd chiński udzielił kredytu rosyjskiej państwowej kompanii naftowej Rosnieft na kwotę 25 miliardów dolarów, w zamian za codzienne dostawy 48000 ton ropy (w sumie ponad 20 miliardów baryłek ropy).
Świat ma świadomość, że wydobycie z istniejących szybów naftowych zanika, oraz, że nowe odkrycia są coraz rzadsze i droższe. Niektórzy eksperci są zdania, że światowy szczyt wydobycia ropy (Oil Peak) na poziomie 84 milionów baryłek dziennie mamy już za sobą. Obecny kryzys ekonomiczny może tylko pogorszyć sytuację. Niskie ceny, którymi cieszymy się obecnie, mogą okazać się bardzo złą wiadomością. Przy tej cenie ropy koncerny wydobywcze zostały zmuszone do odłożenia wielu niezbędnych inwestycji w nowe moce produkcyjne. A trzeba pamiętać, że w tej branży proces inwestycyjne zajmują nawet dekady. W rezultacie, jeśli obecny kryzys gospodarczy się zakończy, a zapotrzebowanie na energię powróci, doświadczymy ogromnych niedoborów dostaw, które mogą prowadzić do ekstremalnie wysokich cen.
Jak wysokich? Według Sekretarza Generalnego Międzynarodowej Agencji Energetycznej (International Energy Agency - IEA), Nabuo Tanaki, ceny ropy już w ciągu najbliższych 4 lat mogą podskoczyć do poziomu 200 dolarów za baryłkę. Szybki rzut oka na sytuację z zeszłego roku, kiedy cena baryłki wynosiła raptem 147 dolarów, daje pojęcie o możliwych konsekwencjach, kiedy ceny znajdą się o 35 procent wyżej.
Obecne niskie ceny ropy dają chwilę wytchnienia pozwalając na przygotowanie się do zbliżającego się nowego kryzysu naftowego. Musimy ograniczyć nasze uzależnienie we wszystkich tych obszarach, w których czarne złoto nie jest niezastąpione, m.in. w ogrzewaniu i wytwarzaniu elektryczności. W tych obszarach, w których nadal będziemy zależni od ropy, jak transport, musimy przyspieszyć badania nad alternatywami, jak biopaliwa, samochody elektryczne czy wodór. A we wszystkich sektorach, musimy przyspieszyć poprawę efektywności energetycznej, ze świadomością, że każda baryłka ropy, którą zużywamy jest jedną z ostatnich.
Dokładną datę następnego kryzysu naftowego trudno jest przewidzieć. Jak ujął to kiedyś laureat Nagrody Nobla Niels Bohr "przewidywanie jest bardzo trudne, szczególnie jeśli chodzi o przyszłość". Jednak jedna rzecz jest pewna, pewnego dnia ropa nam się wyczerpie, a na to, aby na ten dzień się przygotować, kończy nam się już czas".

uwazam, ze trzeba to przyjac za zdecydowanie dobry znak. choc prawdopodobnie za pozno juz jest na unikniecie powaznych skutkow Peak Oil to dostrzezenie zagrozenia przez unijnego, badz co badz, biurokrate nalezy odnotowac z zadowoleniem. zwlaszcza, ze ten sam czlowiek jeszcze 2 lata temu twierdzil, ze szczyt ropy naftowej to tylko teoria. jesli jednak jego nastepca bedzie musial przejsc podobna ewolucje to nie wrozy to dobrze przygotowaniom Europy do epoki ciagle rosnacych cen ropy.

mimo tego, dosyc radosnego faktu, wciaz w ciemnych barwach bede widzial przyszlosc mojego kraju i kontynentu. ludzie nawykli przez ostatnie pol wieku do luksusu i sami z siebie prawdopodobnie zuzycia nie zmniejsza. jak zwykle potrzebny bedzie ktos - a raczej cos - co zmusi nasza cywilizacje do ograniczen. przykre jedynie jest to, ze ludzie zamiast samograniczenia wybieraja przyslowiowy bal na Titanicu - ktory skonczy sie tak samo jak ten w 1912

historia o rzeczach - w jaki sposób niszczymy Ziemię nawet o tym nie wiedząc

blog miał być o wolności a powoli robi się o ekologii, nic to mam nadzieję, że w końcu uda mi się spisać parę myśli dotyczących głównego tematu a tymczasem polecam film przedstawiający w łatwy i przystępny sposób produkcję atykułów codziennego użytku. i to co z niej wynika.

za tłumaczenie odpowiada http://ziemianarozdrozu.pl

a to Polska wlasnie czyli kazdy zna sie na wszystkim

Parę dni na blogu Zezorro pojawił się post o globalnym ociepleniu. Odwołuje się on do oświadczenia geologów z PAN'u i patrzy krytycznym okiem na . Pomijając drobny fakt różnicy między geologami a klimatologiami (co jak sądze nieco deprecjonuje ich sądy) nie jest on tak jedno znaczny w wymowie jak Zezowaty Zorro by sobie życzył.

W tym kontekście dosyć istotny może być punkt:
9. Nie ulega wątpliwości, że w pewnej części wzrost ilości gazów cieplarnianych, konkretnie CO2, jest związany z działalnością człowieka i dlatego wskazane jest podejmowanie kroków dla ograniczenia tej ilości na zasadach zrównoważonego rozwoju, w pierwszym rzędzie zaprzestanie ekstensywnych wylesień, szczególnie w rejonach tropikalnych. Równie zasadne jest podjęcie i prowadzenie właściwych działań adaptacyjnych, które będą łagodzić skutki obecnego trendu ociepleniowego.
Przypomniało mi to dyskusję na ten sam temat na stronie Instytutu Misesa pod wpisem który popełnił Mateusz Machaj o nazwie "Globalne ocieplenie". O ile u Zezowatego dyskusja taka nie miała miejsca o tyle wpis na mises.pl spotkał się z krytyką. Z całą sympatią do p. Mateusza - lepiej niech trzyma się tematyki w której się bezproblemowo obraca. Ferowanie sądów w kwestiach w których nie jesteśmy specjalistami wystawiają nas na pośmiewisko.

Świat, jego ekosystem, natura zmienia się zdecydowanie na gorsze a emisja CO2 może, choć nie musi, mieć na to wpływ. Trzeba pamiętać, że powiązane są z nią inne zagrożenia ekologiczne - wszak nie ma wzrostu emisji bez wzrostu produkcji, większego wydobycia węgla czy zwiększonego zapotrzebowania na energię. Jednym słowem, w obecnym układzie, nie ma zwiększonej emisji bez ciągłego wzrostu który jest błędnym dogmatem.

A dla chętnych:
Stanowisko KNG PAN w Sprawie Zmian Klimatu

Za szybko za ciepło

Jak pisze dzisiejsza Rzeczpospolita naukowcy na konferencji w Danii ogłosili, że wcześniejsze prognozy dotyczące zmian klimatu były zbyt ostrożne. Global warming spowoduje ulewy, susze, podniesie poziom oceanu - dokładnie tak jak przewidywał to raport IPCC. Tylko że stanie się to szybciej niż do tej pory myślano, a i skala zmian będzie większa.



Do tej pory wielu wątpiło w ten raport ale
– Nowe obserwacje satelitarne i naziemne pokazują, że średni poziom oceanu podnosi się o co najmniej 3 mm rocznie od 1993 roku. To tempo znacznie większe, niż średnia dla XX wieku – mówił na konferencji dr John Church z australijskiego Centrum Badań Pogody i Klimatu. – Oceany ocieplają się i rozszerzają, a efekt ten wzmacniają topniejące pokrywy lodowe Grenlandii i Antarktyki.

– Proces ubytku lodu Grenlandii przyspieszył w ciągu ostatniej dekady – alarmował Konrad Steffen z Uniwersytetu Kolorado. – Jeżeli ten trend się utrzyma, do 2100 roku poziom wody wzrośnie o metr albo nawet więcej – przyznał prof. Eric Rignot z Uniwersytetu Kalifornijskiego i NASA Jet Propulsion Laboratory. Wyjaśnił, że dotychczasowe symulacje (korzystali z nich również autorzy raportu IPCC) nie uwzględniały wszystkich czynników wpływających na zmiany poziomu oceanów.

Człowiek cały czas udowadnia, że wie lepiej od natury, że się 'zna'. Jak widzimy skutki tego będą opłakane ale bal na Titanicu trwa...

źródło: Za szybko, za ciepło

Polacy przestają chodzić na niedzielne msze

Jak donosi dziennik Polska The Times w artykule "Polacy przestają chodzić na niedzielne msze" obowiązku regularnego uczestniczenia w niedzielnej mszy przestrzega zaledwie 38 proc. katolików, czyli aż o 6 proc. mniej niż rok temu. Ta informacja zdziera mit 'katolickiej Polski', nie od dziś wszak wiadomo, że 95% wierzących w krk jest przekłamaniem statystycznym.
Zdaniem badaczy religijności właśnie rosnący dystans do hierarchii kościelnej jest przyczyną coraz mniejszej liczby regularnie praktykujących. - Nagłaśniane skandale z udziałem duchownych, bogacenie się kleru, apostazje księży cieszących się autorytetem sprawiają, że ludzie, zwłaszcza młodzi, oddalają się od Kościoła - mówi socjolog religii prof. Maria Libiszowska--Żółtkowska z Uniwersytetu Warszawskiego.
Nie powiem żeby mnie to martwiło. Młodzi, mniej zastraszeni od pokolenia swoich rodziców nie boją się głosować zarówno nogami jak i portfelami przeciwko krk. Wielu z nich dokładnie widzi przekłamania i hipokryzje dominującej religii - i chyba tylko tradycja powoduje, że takie uroczystości jak ślub przechodzą przez kościół. Postępujące zeświedczenie polskiego społeczeństwa jest dobrą wiadomością dla polskich wyznawców innych religii ponieważ w pewien sposób implikuje jeśli nie pluralizm religijny to chociaż tolerancję. Bo jak wiadomo od wieków wiara rzymska innych religii nie szanuje - chyba, że musi.
Eksperci twierdzą, że katolików praktykujących będzie w Polsce coraz mniej. Wbrew oczekiwaniom kleru wiernych nie przyciągnie nawet kryzys i fala bezrobocia. - Powiedzenie, że jak trwoga, to do Boga, już się nie sprawdzi - mówi prof. Ciupak. A prof. Libiszewska-Żółtkowska prognozuje, że za jakiś czas kościoły w naszym kraju mogą być tak samo puste, jak we Francji.
I tym optymistycznym akcentem zakończmy. Choć w zwyczaju mam nie ufać różnej maści ekspertom mam nadzieję, że tym razem się nie mylą i kryzys nie spowoduje tłumów w kościołach. W innym wypadku może to okazać kłopoty dla wszystkich tych którzy podążają innymi ścieżkami. Przecież to oni są najlepszym kozłem ofiarnym i źródłem wszystkich złych rzeczy dziejących się w tym kraju. Czyż nie?

źródło: Polacy przestają chodzić na niedzielne msze

witaj w realnym świecie

Ileż fałszu panuje w dzisiejszej rzeczywistości. W świecie w którym wszystko jest na sprzedaż poglądy zmieniają się jak chorągiewki. Tyle magazynów gazet, publicystów i innych myślicieli krytykowało w trakcie sztucznej prosperity ukierunkowany na materializm styl życia. Zestaw argumentów był co prawda dość standardowy ale odwoływał się do wartości które dla potrzeb tego posta można uznać za powszechnie akceptowane. Mówiono o rodzinie, wspominano o potrzebie duchowości, przypominano o miłości czy potrzebie samorealizacji.

I wraz z wakacjami 2007 roku przyszedł kres tejże mowy-trawy. W zeszłym roku łudziliśmy się jeszcze, że Polska będzie wyspą szczęśliwości gdy sztorm wokół się rozwijał ale początek tego roku dość mocno pokazał nam, że tak nie stanie. I nagle, w chwilach gdy socjo-ekonomiczny system budowany przez ostatnie 70 lat pęka i kruszeje w oczach wszyscy, jak jeden mąż mówią o PKB, inflacji i innych trudnych słowach które nie zawsze rozumieją.Dziś każdy szanujący się felietonista musi popełnić co najmniej jeden felieton o sytuacji ekonomicznej w którym, jak noblista Paul Krugman », będzie wykładał swoją teorię i może na niej wypłynie. Ale jak to zwykle bywa - jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego. W odróżnieniu od Krugmana który wiedzę posiada polscy dziennikarze nie dorastają mu do pięt.

źródło: www.sxc.hu

Dziś już nikt nie wspomina o tym jak ważna jest współpraca między ludźmi czy prawdziwe zaufanie budowane na wartościach uznawanych od tysięcy lat (w odróżnieniu od np. papierowego pieniądza, ledwie siedemdziesięciolatka). Oznacza to, że wszystkie te artkuły miały walory równe zeru - bo kiedy jeśli nie dziś nawoływanie do powrotu do źródeł jest ważniejsze niż kiedykolwiek w ciągu ostatnich stu lat. Ale, jak mówi myśl S. J. Leca "By dotrzeć do źródła, trzeba płynąć pod prąd" - a na to nie wszystkich stać.

halo! czy jest tu kapitalizm?

Jak wiadomo wszem i wobec zgodnie z ekonomiczną szkołą keynesowską rządy ostatnio wzięły się za poprawianie rynków. Paradoksalnie jednak, zamiast pozwolić upaść niewypłacalnym bankrutom wprowadzane przez amerykańską administrację zmiany 'na lepsze' charakteryzują się tym, że z pieniędzy państwowych (czyli dobra wspólnego z którego każdy z obywateli został z osobna okradziony) następuje socjalizacja strat.

źródło: www.sxc.hu

Dwuznacznie moralną kwestią związaną z ratowaniem niewypłacalnych firm jest fakt iż środki pomocowe są przyznawane i zarządzane przez osoby bezpośrednio związane z ratowanymi bankami czego dowodem jest przeszłość sekretarza skarbu Hanka Paulsona na stanowisku dyrektora banku Goldman Sachs. Podobne wątpliwości wzbudza wybranie przez Paulsona na kierownika programu ratowania sektora finansowego (czyli de facto zarządzcy pakietu 700mld $) byłego menedżera tego banku Neel'a Kashkari.

Na dowód tego jak poważny jest to problem można przytoczyć informację agencji Associated Press której dziennikarze próbowali się dowiedzieć, jak 21 amerykańskich banków wydało pieniądze z rządowego planu ratunkowego. Konkretnej odpowiedzi nie udało się uzyskać od ani jednego z nich a otrzymane odpowiedzi zakrawały na absurd: „Trochę pożyczyliśmy, trochę nie, w zasadzie nie księgowaliśmy tych kwot - mówi Thomas Kelly z banku JP Morgan, który dostał 25 mld dol. pomocy. - Jeden dolar wpływa, drugi wypływa, nie śledzimy tego - mówi Barry Koling, z banku SunTrust Banks z Atlanty”.

Żeby było jeszcze ciekawiej Bloomberg postanowił skontrolować FED w zakresie dotyczącym transakcji wspierających system bankowy. Jak zauważył przedstawiciel Bloomberga
podatnik amerykański powinien wiedzieć na jakie śmieci instytucja publiczna wydaje jego pieniądze. Fed pożyczył już w sumie w ramach swoich programów zwiększania płynności prawie 2 biliony dolarów
i to w dodatku pod zastaw mało w gruncie rzeczy wartych aktywów. Oczywiście odpowiedź była negatywna co skończyło się w sądzie. Został on postawiony przed mało przyjemnym wyborem: po jednej stronie stanęła upadłość kilku banków a po drugiej przejrzystość władzy. Myślę, że farsa z jaką mamy teraz do czynienia dowiedzie tego, że prawo do kontroli urzędników państwowych jest martwe a pomoc 'kumpli dla kumplów' będzie trwała w najlepsze. I pomyśleć, że są jeszcze tacy którzy nazywają to kapitalizmem...

Załadowany po daszek w złocie

Jestem 100% facetem. 190 cm wzrostu, 120 kg wagi, siłownia 5 razy w tygodniu, koks i te sprawy.Powiem wam, że ja i moi koledzy z siłowni nie musimy martwić sie kryzysem. Już dawno przewidzieliśmy, że udzielanie kredytów typu "subprime" połaczone z wysoką podażą pieniądza, będącą wynikiem niemalże nieograniczonej możliwości jego kreacji przez FED i banki skończy sie katastrofą. W przerwach między seriami na klatę czytamy z kolegami klasyków liberalizmu( Misesa, Hayeka) oraz śledzimy analizy sytuacji na rynku finansowym.Mój kolega "Kiełbasa", który oprócz tego, że wyciska 200 kilo na klatę jest też zagorzałym libertarianinem i zwolennikiem poglądów Nocka już siedem lat temu przewidział, że obniżenie przez FED w 2001 r. stopy funduszy federalnych z 6,5 do 1% zwiększy wskaźnik podaży pieniądza M3 i spowoduje nieuzasadnione podwyższenie ocen ratingowych przez instytucje kredytujące.
Na szczęście zabezpieczyliśmy się przed ewentualnymi skutkami kryzysu i zaczęlismy inwestować w złoto. Kupowaliśmy złote łańcuchy, sygnety, wisiory "bling-bling", a także złote felgi do naszych czarnych beemek.Ci z nas, którzy jeżdżą na ustawki z naszą drużyną - Huragan Wasilków inwestowali także w złote zęby i protezy kończyn."Kiełbasa" posunął się nawet do tego, że kupił sobie złoty Atlas i hantle. Dzisiaj patrzymy w przyszłośc z optymizmem.

źródło: http://waluty.onet.pl/1,63,8,54029579,144967429,6199641,0,forum2.html

Niech każdy z nas pilnuje swego łoża...

...i nosa również a wszystkim będzie żyło się lepiej



Vive la Résistance!

Wolność kocham i rozumiem...czyzby?

Parę dni temu Doxa » opublikował na swoim blogu wpis » dotyczący dogmatycznego spojrzenia polskiego społeczeństwa na kwestię kościoła katolickiego. I, o ile jego spojrzenie na boskość jest zupełnie inne od mojego, o tyle zdanie
Przerażają mnie komentarze do jakiejkolwiek antyklerykalnego wpisu. Nie do wiary, jak bardzo zindoktrynowane jest społeczeństwo.

niesie w sobie 100% smutnej prawdy. Ludzie którzy w kwestiach ekonomiczno gospodarczych odwołują się do podejścia liberalnego w kwestiach światopoglądowych zaciekle wspierają Lewiatana jakim jest KK. Jednak różnica między nim a Lewiatanem Hobbes'a polega na tym, że temu przeciwstawić się nie wolno nawet jeśli nie spełnia pokładanych w nim nadziei.

Jest dla mnie rzeczą zaiste niepojętą jak można wspierać wolność i wymagać jej w jednym aspekcie działając dokładnie odwrotnie w innym. Czy nie zakrawa to na schizofrenię? Sam podążam ścieżką wielokrotnie i na każdym kroku opluwaną przez KK a mimo to nie trafiłem jeszcze z aktem oskarżenia do sądu. Pomijając oczywisty fakt, że miałbym małe szanse w tym konkretnym kraju to uważam, że głosić każdy ma prawo to co chce - byle jego czyny nie przekroczyły takich podstawowych podstawowych norm jak nietykalność cielesna ludzi wyznających inną wiarę. Wszak to nie słowa a pięści, kamienie i noże robią realną krzywdę drugiemu człowiekowi. Choć nie jestem sympatykiem JHWH to nie wątpię, że, o ile istnieje, to będzie potrafił się obronić i nie potrzebuje do tego tak dużej grupy przewrażliwionych ludzi.


Święte krowy zostawmy hindusom.

O! Wolności!

zacznijmy może od wolności - wartości podstawowej a tak często zapominanej. definicja słownikowa mówi, że
Wolność oznacza brak przymusu, sytuację, w której możemy dokonywać wyborów spośród wszystkich dostępnych opcji.

Każdemu z nas wydaje się oczywista - przecież mamy jej chwilami aż za nadto, bez porównania więcej niż pokolenie powojenne...czyżby?... czy przypadkiem nie jesteśmy zniewoleni bardziej niż kiedykolwiek? Spójrz, rozejrzyj się wokół. Czy Ci których znasz są wolni? Dla przykładu ja widzę Rafała - tuż przed 30, manager w agencji kreatywnej z kredytem wartości 300-400 tys. w CHF. Kiedy widzieliśmy się ostatni raz w okolicach wakacji 2008 kiepsko wyglądał ponieważ przy 15 godzinnym dniu pracy posiłki składające się z Red Bulla na śniadanie i Corony na kolację nie mają dużej wartości odżywczej. Jak wygląda jego sytuacja dzisiaj, w czasie kryzysu - wole nie myśleć.

Wiele osób zapomniało, że moneta z rewersem wolność na awersie wybite ma odpowiedzialność. I tak jak jedna jej strona jest nierozerwalnie związana z drugą tak oba w/w pojęcia będą ze sobą związanie po wsze czasy. Wydaje się jednak, że epokę w której zapomnieliśmy o zasadzie, że wolność nie oznacza samowolki mamy za sobą. I choć tak wielu próbuje nam wmawiać, że okradanie nas z wolności jakim jest ratowanie prywatnych przedsiębiorstw z pieniędzy podatników jest najlepszym wyjściem to moment w którym nastąpi masowe przebudzenie wydaje się być niedaleko.

I jak każde przebudzenie ze słodkiego snu do najmilszych nie będzie należało.

O Wszyscy święci!


wciąż nie mogę zrozumieć chrześciańskiego źródła liberalnego podejścia...

co ich łączy?

jest parę zawodów na tym świecie których przedstawiciele przypominają pająki. najpierw zbliżają się do Ciebie wykorzystując rekomendację bliskich Ci osób lub inputowany od kilkuset lat lęk, później otaczają Cię swoją siecią - lepką i z czasem coraz gęstszą a koniec jest zawsze taki sam. spróbujmy wyróżnić parę punktów wspólnych które je łączą.

a) wydaje Ci się, że gracie w jednym teamie ale czasami masz poczucie, że coś tu jest nie tak.
b) Ty im oddajesz swoje, ciężko zarobione pieniądze a w zamian otrzymujesz obietnice
c) w/w obietnice mają Ci przynieść niesamowite profity ale dopiero w przyszłości - natomiast teraz musisz się zadowolić okruchami.
d) choć to co robią dotyka naszych żywotnych interesów to i tak większość z nas daje im się mamić
e) mimo, że każdy z nas spotkał się już z uniwersalną zasadą what you get is what you’ve paid for (otrzymujesz to za co zapłaciłeś), którego pewna wariacja w Polsce brzmi "za tanie pieniądze psy mięso jedzą" to wciąż darzymy ich pewnym, chyba zbyt dużym, szacunkiem. szacunkiem na kredyt ponieważ na 100% obiecać niczego Ci nie mogą - a przynajmniej nie tyle ile obiecują.

jak na razie mi do tej grupy pasują doradcy finansowi i panowie z koloratkami.

zostać wolnym w 4 krokach?

choć wolność to stan umysłu to nie da sie ukryć, że bywa koszmarnie przyziemna w wielu sprawach. jak mawiają liberałowie - wolność w sferze ekonomicznej jest podstawą wszelkiej wolności więc od niej zacznijmy:

1) spłać wszystkie długi. im dłuższe i większe zobowiązanie masz na głowie tym szybciej powinieneś się go pozbyć. oficjalna propaganda będzie Ci wmawiała, że wszyscy tak żyją, że inaczej się nie da ... czyżby? na samym, uważanym przecież za ultra-bezpieczne, złocie można było w ciągu ostatnich paru lat dobrze zarobić.





















jeśli samo złoto potrafiło przynieść taki zysk to cóż można myśleć o innych instrumentach? oczywiście zupełnie inną sprawą jest to, że ten zysk złota w dużej mierze odzwierciedla spadek siły nabywczej Twojej pensji.

i choć życie na kredyt jest lansowane jako szansa na posiadanie tego na co Cię w tej chwili nie stac to oznacza to tylko jedno - to brak wolności, życie od pierwszego do pierwszego i wykrwawianie się dla innych.

2) emerytura - poświęć jej chwile. każdy przeciętny Polak 'płacze i płaci' ZUS'owi lwią część swojej pensji w imię świadczenia z którego może nigdy nie skorzystać. o ile podatki z których utrzymywane są policja, służba zdrowia czy oświata jakieś uzasadnienie mają o tyle zabór efektów Twojej pracy, moim zdaniem, takiej legitymizacji nie ma. warto też pamiętać iż prawo zmusza nas do opłacania składek emerytalnych co potwierdza orzeczenie SN II UK 12/08 w sprawie Adama Mielczarka - człowieka który chciał być wolny i odpowiedzialny za swój los.

3) zacznij oszczędzać, generuj nadwyżki. od tysięcy lat wiadomo, że bez nadwyżek nie ma rozwoju - zarówno w skali mikro jak i makro. lata tłuste były do tego wręcz idealne - realizacja zysków z inwestycji, większe dochody etc. i choć każdy z nas w głębi duszy zna zasadę 'co wzleciało musi upaść' to tych co w 2006 mówili o kryzysie nie słuchano. dziś niewątpliwie trudniej będzie oszczędzić parę groszy ale i okazje do kupna przecenionych walorów i dobrych inwestycji jakby trochę więcej niż choćby 1,5 roku temu. proponuję jedynie zapoznać się hasłem "fiat money" ponieważ odkładanie samych pieniędzy może przynieść skutek odwrotny do zamierzonego

4) uwolnij ducha. brzmi komicznie, nieprawdaż? a przypomnij sobie dlaczego, mimo swego liberalnego podejścia do życia chcesz narzucić przez kąpiel w wodzie którą mieni się 'święconą' dziecku drogę którą wszak podążać nie musi. człowiek wolny nie potrzebuje nakazów i przykazów - zasada równowagi między wolnością a odpowiedzialnością oraz znajomość ciągu przyczynowo - skutkowego znane od tysięcy lat są wystarczającymi drogowskazami. po cóż się obwiniać i karać? dzięki temu posunięciu ponadto wygenerujesz nadwyżki które będzie można przeznaczyć na coś pożytecznego.

czy to wystarczy? oczywiście, że nie - wszak wszystkie pseudoporadniki typu "zostać kimś w x krokach" warte są tyle co zeszłoroczny śnieg. jedno jednak jest pewne - próbować być wolnym zawsze warto choćby po to by poczuć się odpowiedzialnym za swój własny los. trzeba tylko pamiętać, że po drugiej stronie tej wagi jest odpowiedzialność - ale o tym może innym razem.